środa, 12 grudnia 2012

Cracovia MARATON poniżej 4 godzin

Połowa grudnia już prawie za nami przygotowania do wiosennego maratonu jeszcze nie rozpoczęte ale robi się na razie podbudowa pod przyszłoroczny start w Krakowie. Na razie robię zaprawę pod realizację planu na królewski dystans. Przygotowania do maratonu rozpocznę 8 stycznia na 16 tygodni przed startem krakowskiego maratonu. Zważywszy na fakt iż jestem początkowym biegaczem, nie mam doświadczenia w opracowywaniu planów treningowych pod katem maratonu. Dlatego tez przeszukując sieć, szukając gotowych planów na blogach innych biegaczy natrafiłem na ten oto program. 


Program  przewiduje trzy treningi biegowe w tygodniu, taka intensywność bardzo mi odpowiada. Dodatkowo trening biegowy powinien zostać uzupełniony o dwie dodatkowe aktywności fizyczne. W moim przypadku piłka nożna i pływanie. 

Na blogu http://www.przebiecmaraton.pl, znalazłem dokładny plan z ostatecznym tempem aby zejść poniżej 4 godzin. Mam nadzieję że autor opracowania się nie obrazi i pozwoli skorzystać z przerobionego treningu. Kawałek przemyśleń autora wpisu.

"Realizacja programu przebiega w ten sposób, że podczas każdej jednostki treningowej pracuje się nad innym "parametrem" - szybkością, tempem lub wytrzymałością- a dla różnych intensywności treningowych przewidziane są różne tempa biegu i są to odpowiednio: tempo spokojne (Easy) maratońskie (Marathon Pace), tempo na dystanse krótkie (Short Tempo), średnie (Mid Tempo) i długie (Long Tempo) oraz tempa na odcinki interwałowe (od 200 do 2000 m). Tempa przyjmuje się na podstawie czasu uzyskanego na dystansie 5 kilometrów. Ja jednak poszedłem trochę "pod prąd" - przyjąłem oczekiwany czas ukończenia maratonu (wciąż stoi przede mną wyzwanie "złamania" 4 h) oraz odpowiadające mu tempo (ok. 5:40), w stosownych tabelach odnalazłem odpowiadający mu czas na dystansie 5 km (24:35) i dopiero wówczas odszukałem pozostałe tempa, ostatecznie przyjmując:
Easy - 5:50-6:306:15/km
Marathon Pace (MP) - 5:30-5:50
Long Tempo (LT) - 5:20-5:30
Mid Tempo (MT) - 5:10-5:20
Short Tempo (ST) - 5:00-5:10
2000 m - 4:49-5:00 1600/2000 m - 4:55-5:05
1200/1600 m - 4:43-4:48 1000/1200 m - 4:50-5:05
800/1000 m - 4:37-4:42
600/800 m - 4:33-4:36 4:40-4:55
200/400 m - 4:22-4:32 4:30-4:45"


Do tej pory robiłem wybiegania w tempie około 5:50 na kilometr. Dystanse różne od 7 do 13 km. Tempo na maraton aby zmieścić się w czasie 4 godzin wynosi około 5:40/km. Mam nadzieję że podołam i że nie obrałem zbyt ambitnego planu na początek mojej przygody z bieganiem. Wierzę jednak że pół roku przygotowań pozwoli osiągnąć zamierzony cel. 



wtorek, 11 grudnia 2012

Podsumowanie ostatniego tygodnia

Zeszły tydzień był dla mnie okazją do oceny czy da się przebiec zakładane przez plan FIRSTA, początkowe dystanse treningu. Trzykrotnie udało mi się wyjść na trening, z czego sobotnie wybieganie było najdłuższym w mojej początkowej przygodzie biegacza. W sobotę warunki do treningu były idealne. Na zewnątrz temperatura wynosiła -5 stopni. Bezwietrznie, bez opadów. Z żoną dogadałem się co do opieki nad moim sportowym dzidziem. Szymek poszedł spać a ja ruszyłem na swoją optymalna trasę.
W mojej miejscowości nie ma za wielu biegaczy, ciężko spotkać kogoś kto przy -5 stopniach chciałby sobie pobiegać. Dlatego tez mijając kolejnych przechodniów czy jadące z naprzeciwka samochody widziałem w ich oczach politowanie dla samotnego biegacza. Nic to. Biegło się naprawdę super, dlatego też mając dużo siły stwierdziłem że warto by podregulować rekordzik w przebiegniętych kilometrach. Trasa na Blizne, ma bardzo płaski charakter bez niepotrzebnych wzniesień, czy spadków. Dlatego tez aby ją urozmaicić zmieniłem trasę w czasie biegu dodając parę podbiegów. 
Na koniec wyszło ponad 13 kilometrów w średnim tempie 5:51. Wynik z którego się cieszę, tempo również dosyć dobre jak na początki przygody z bieganiem. Biegło się dosyć swobodnie, bez żadnych kryzysów. Coraz bliżej do granicy półmaratonu. A gdzie to jeszcze do pełnego królewskiego dystansu. Na tym etapie, wszystko wydaje się takie odległe. Ale wiem że krakowski maraton zbliża się w coraz szybszym tempie. Trzeba sobie wyrobić normę trzech treningów tygodniowo i trzymać się jej bezwzględnie. Wiem że, kaprysy pogody mogą być skutecznym przeciwnikiem biegacza, ale siła woli na razie nie opuszcza. Oby tak dalej.
Trening uzupełniły dwa treningi po 7 km. Coraz lepiej wygląda licznik kilometrów, w końcu jest się czym pochwalić. 




poniedziałek, 3 grudnia 2012

Rekordowy listopad - podsumowanie miesiąca

W tytule napisałem "rekordowy". Ale czy można uznać za taki miesiąc w którym przebiegło się zaledwie 43,34 km. A można. Bo dla mnie ten miesiąc jest rekordowy. Mało brakowało a nie udało by mi się poprawić względem maja. Na całe szczęście w piątkowy wieczór dołożyłem "dyszkę" w średnim tempie 5:50 na kilometr. I tutaj kolejny mały "rekordzik" w liczbie przebiegniętych kilometrów. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się tak dużo przebiec. Czas 58:27. Mój pierwszy nieoficjalny rekord na 10 km.
Co do miesiąca listopada. Przebiegłem 43,34 km  podczas siedmiu treningów. Najdłuższy odcinek to 10 km, najkrótszy 4,7 km.
Treningi w listopadzie:
03.11.2012 - 4,7 km
05.11.2012 - 4,94 km- 6:05/km
10.11.2012 - 5,44 km - 5:31/km
14.11.2012 - 5,15 km - 5:49/km
23.11.2012 - 7,01 km - 5:24/km
25.11.2012 - 6,0 km - 5:19/km

30.11.2012 - 10,1 km - 5:49/km

Cieszy fakt iż, z treningu na trening czuje się coraz lepiej zarówno pod względem wydolnościowym jak i fizycznym. Przestały mnie bolec achillesy, nie czuję bólu kolan. Niestety pojawił się pewien mały problem. Mianowicie dziwny ból w miejscu oznaczonym na zdjęciu poniżej:



Nie wiem czym spowodowany jest ten ból ale, zaczynam się martwić. Nie pojawia się zaraz po rozpoczęciu treningu, tylko na jakimś piątym szóstym kilometrze. Nie jest to raczej wina butów. W piątek bolała mnie prawa stopa, wczoraj obie. Dziwne. Proszę o pomoc w tym temacie. Może mi doradzicie jak to zwalczyć. Nie jestem specjalistą w tym zakresie, a nie chciałbym nabawić się kontuzji już na samym początku przygotowań.



środa, 28 listopada 2012

Odcięty od prądu


Wczoraj zaplanowany miałem bieg w kierunku Humnisk. Z żoną dogadane wszystko, po pracy miałem zająć się dzidziem, ona w tym czasie na szybko miała zrobić masę do placucha. No bo się wcale nie chwaląc dzisiaj mam imieniny. Cztery dni wcześniej, dokładnie w sobotę obchodziłem swoje 30 urodziny. 
Mówią że, trójka z przodu to i człowiek mądrzejszy - przynajmniej doroślejszy. Na razie nie zauważyłem zmian w mojej mądrości, ale jak to bywa pewnie przyjdzie z czasem.
No i żona upiekła dwa biszkopty. Wyszły idealne, równe grube, palce lizać. Przyszła pora na masę. 
A tu dupa...
Prądu brakło. Niby nic, zawsze się może zdarzyć, tyle że powera nie było blisko trzy godziny. Placek utknął w miejscu, do tego sałatka. Też nie dało się przy niej pomajstrować z uwagi na egipskie ciemności w kuchni. 
Przed ósmą zasilanie wróciło. 
Niestety usypianie małego i pomoc małżonce całkowicie zepchnęły na drugi plan wieczorny trening. Przygotowania do imienin zakończyły sie około godziny dziesiątej a ja już niestety nie miałem sił aby wyruszyć na nocne bieganie. Optymistycznym planem było odrobienie tego treningu dzisiaj wczesnym rankiem. Niestety nie dało się. 
Dzisiaj też nie pobiegam, jestem umówiony na piłkę z kumplami. Bieganie musi zaczekać do czwartku. A wtedy nie ma zmiłuj się trzeba nadrobić wczorajszy luzik.

wtorek, 27 listopada 2012

Licznik cały czas bije


Dzisiaj mam małe święto związane z moim blogiem.
Pomimo niewątpliwego upadku mojego biegania od maja do listopada, blog żył swoim życiem. 
Czasem zaglądałem na niego ja, by zebrać się w sobie i ponownie podjąć rękawice i powalczyć z samym sobą. 
Czasem zaglądali inni, być może ciekawi moich postępów. A ja ich zawiodłem heh !!!

Żarty żartami widać że ktoś tu zagląda i dlatego tez przez szacunek dla was będę starał się pisać w sposób jak najbardziej rzetelny i właściwy. Na razie cieszę się że parę minut temu licznik wskazał 1000 - ęczne odwiedziny mojego bloga. 

Cieszy to - cieszy jak jasna cholera i motywuje.

poniedziałek, 26 listopada 2012

Nike Lunarglide+4



"Wykosztowałem się - wycofać się nie mogę.
Jedni mówią - zakładasz buty i biegniesz.
Żadne koszty - buty trampki, spodenki, koszulka i po garach.
Wydaje się to takie proste. I w rzeczywistości tak jest.
Co nam więcej potrzeba do biegania.
"

Byłem takiego samego zdania w kwietniu tegoż mijającego powoli roku.

Jednak testując na samym sobie wiem że na pewnych rzeczach oszczędzać nie wolno. Jeżeli chcemy coś robić przede wszystkim dobrze, to róbmy to z głową i się do tego przygotujmy.

Początki mojego biegania, to bieganie w obuwiu praktycznie nie przystosowanym do biegania po asfalcie. Na stopach adidasy Kaisery, do gry na "Donaldowych" orlikach. Buty z wypustkami, dla zachowania równowagi na gumowej nawierzchni. Po kilku treningach w w/w obuwiu, nogi podpowiadały o zmianę partnera. Zacząłem rozglądać się za nowa towarzyszką dla moich zgrabnych stópek.
Poszukiwania odpowiedniej kandydatki rozpocząłem od przeglądu neta a właściwie portali poświęconych bieganiu. Wgłębiając się w temat, coraz lepiej poznawałem mechanizmy funkcjonowanie obuwia biegowego. Różne rodzaje stopy, różny profil biegacza. Przyszedł czas na test - określający ukształtowanie mojej stopy. Woda papier i do dzieła. Niestety nie ma w mojej okolicy profesjonalnego shopu biegowego. Więc ten test zastąpił opinie fachowców z tematyki biegania. Okazało się iż moja stopa ma predyspozycje do lądowania na zewnętrznej stronie. Supinacja.

Temat został rzucony na ogólnopolski serwis aukcyjny. Rozmiar 42,5.

Dobra używka, bądź tania nówka. Z pośród pojawiających się ofert uwagę przykuły SAUCONY ProGrid Triumph 6.Buty na początku biegania wydały mi się wręcz idealne. Amortyzacja na najwyższym poziomie. Niestety nie wiem czyja to wina, ale miałem straszne problemy z Achillesem. Bolał mnie praktycznie przy każdym bieganiu. Nie miałem pomysłu czym to jest spowodowane. Między czasie surfowałem po necie. Na kilku blogach pojawiła się informacja odnośnie testów nowego modelu Nike Lunarglide+4. Kilku blogerów dzieliło się opinią na temat amortyzacji, cholewki, trzymania stopy. Sporo opinii i sporo uwag. Na szczęście praktycznie same pozytywne. Wrażenia z testów na duży plus. Przewiewność która była mankamentem przy wcześniejszym modelu została dopracowana i poprawiona. No i amortyzacja tego buta. Określona jako nieziemska, przy mojej wadze była by w sam raz. Mając gotówkę i szereg wiadomości na temat tegoż modelu buta...
nie kupiłem ich a wybrałem się na testy do sklepu Nike w Rzeszowie.
Ubrałem, przymierzyłem, potruchtałem i nie chciałem już innego buta. REWELACJA.
Świetna amortyzacja przy której czujesz się jak ... no nie wiem ale niesamowicie lekki. Tego mi brakowało.
Buty zakupione.
Biegam w nich od piątku i powiem szczerze, przyjemność z biegania jest ogromna. I co najważniejsze pozbyłem się problemów z Achillesem. Bajka.
Niestety nie udało mi się jako pierwszemu przetestować butów. Ktoś mnie ubiegł. Syn chce iść w moje ślady zaraz jak nauczy się chodzić :)

  



Małymi kroczkami

Dla jednych sezon się kończy, dla innych zaczyna. Wielu blogerów wrzuca w neta podsumowanie ostatniego roku. Jedni dumni, szczęśliwi z osiągniętych rezultatów inni wręcz rozczarowani rokiem 2012. Tak jak w życiu bywa raz na wozie raz pod...
Ja nie mam czego podsumowywać gdyż nie nabiegałem zbytnio wielkiego kilometrażu. 
O ile kwiecień był dla mnie momentem przełomowym (z racji tego iż zacząłem biegać iż zabrałem się za pisanie tego bloga) o tyle dalsze miesiące były okresem stagnacji i rozwijającego się rozczarowania.
Kilometraż stanął w miejscu na długie miesiące, blog też odpoczął od moich wypocin. Jednym słowem 
ROZTRENOWANIE w trakcie sezonu. 
Na całe szczęście z bieganiem jest tak, że nie koniecznie żegnasz się z nim na zawsze. Tak jest w moim przypadku. Cały czas moim celem jest maraton w Krakowie. Tutaj nic się nie zmieniło, poza tym że gdybym sumiennie trenował od kwietnia czyli od początku mojego biegania to teraz byłbym w zupełnie innym miejscu aniżeli jestem.Niestety pretensje mogę mieć tylko i wyłącznie do swojej osoby. Ale po co? Do kwietnia sporo czasu i zamierzać zmierzyć się z wyzwaniem jakim jest krakowski maraton. W listopadzie zabrałem się za treningi i może na tą chwilę nie wyglądają zbytnio imponująco, to ten miesiąc zakończę z "rekordem" przebiegniętych kilometrów. Może dla niektórych to śmieszny kilometraż, dla mnie oznaka iż małymi kroczkami w końcu osiągnę to co powziąłem.




wtorek, 6 listopada 2012

Radosc z biegania

Nic tak mnie nie cieszy jak fakt że z uśmiechem na ustach wychodzę na kolejny trening. Brakowało mi tego. Poziom endorfin wyraźnie idzie w górę gdyż po wczorajszym treningu, już nie mogę doczekać się kolejnego. A ten dopiero w czwartek. Dzisiaj mam piłkę jutro tez mam piłkę. Wzmożona aktywność (mam nadzieję) pozytywnie wpłynie na moją nieco zaokrągloną sylwetkę. W każdym bądź razie jestem pozytywnie nastawiony do treningów i na sam fakt iż mam biegać, już nie mogę się doczekać. Wczorajszy trening tak jak poprzedni na dużym luzie. Czerpałem pełnymi garściami ze świeżego powietrza. Biegło się bardzo fajnie, choć na początku odczuwałem Achillesy. Po pierwszym kilometrze złe wrażenia zniknęły a ja mogłem cieszyć się biegiem. Rozglądałem się na allegro za sprzętem pomiarowym. I to co pierwsze mnie uderzyło to porażające ceny.
Garminy to już na wstępie sobie chyba odpuszczę bo ich cena to istny kosmos.Nie stać mnie na taki wydatek. I będę szukał czegoś innego. Znalazłem fajną SIGMĘ w niezłej cenie, ale muszę się jeszcze zastanowić nad jej zakupem. Na razie ściągnąłem sobie na telefon aplikację "Sport Trucker". I o dziwo...
Jestem nią zachwycony. Fajne, przejrzyste menu po uploadzie na kompa. Czas, dystans, kalorie, średnia prędkość, maks. prędkość, krokomierz, czas na kilometr, ukształtowanie terenu, czas poszczególnych okrążeń. Wczoraj z powyższa aplikacją udałem się na trening i powiem wam ze z taką zabawką przyjemniej się biega. Ciekawostki z treningu na wyciągnięcie ręki. Nie miałem tego komfortu wcześniej i dla mnie to spora rewolucja w moim treningu.
Parę fotek z aplikacji:







Jak widać na poniższych zdjęciach wczorajszy trening nieco dłuższy i nieco szybszy aniżeli sobotnie bieganie. Biegło mi się dobrze, ale nie chciałem na początek przeginać. Małymi kroczkami a ciągle. 


poniedziałek, 5 listopada 2012

Udało sie

Wróciłem na biegowe trasy.

Sporo czasu mi to zajęło. Były różne powody zaprzestania biegania. A to lenistwo a to natłok zajęć.


Sezon był pracowity. I nie chodzi mi tu o sezon biegowy ale o sezon w pracy. Natłok obowiązków wymusił takie a nie inne podejscie do zajęć biegowych. Na całe szczęście to już za nami. 


Tytuł posta mówi wszystko. Udało się założyć buty i wybiec na krótkie rozbieganie. Podczas gdy inni mają okres roztrenowania i przerwę od biegania, ja muszę sporo nadrobić i jeszcze więcej zrzucić. Waga drastycznie podskoczyła w górę.
Teraz na cyfrowym liczniku - 89,5 kg. SPORO !!!

12 kilo nadwagi. Chciałbym zejść do 80 by móc na spokojnie i na stojąco wiązać buta. Już prawie zapomniałem jak to jest :)


Pierwszy bieg miał miejsce w piątek. Pogoda świetna ciepło na zewnątrz. Zero wiatru. Plan 30' minut biegu ciągłego. Udało się bez problemów choć tempo nie było zatrważające. Rzekłbym konwersacyjne. Średnio wyszło 6:38. Pierwszy raz bez pressu na spokojnie. Na dzisiaj przewidziany kolejny trening. Również w tempie rekreacyjnym. Chce złapać właściwy rytm, a potem już porządne przygotowania do Maratonu w Krakowie.
wg. Planu FIRSTA
Ale o celach i osiągach w innym terminie. Na razie ciesze się że wygramoliłem się w końcu z domu.


środa, 31 października 2012

Powrót po przerwie

Bardzo dawno nie zaglądałem na bloga. Oj bardzo...
Ale też i nie było po co. 
Zaprzestałem biegania. W sumie z dnia na dzień. Brakło ochoty, motywacji, zawzięcia się w sobie. Przyszedł leń i bez walki odpuściłem.
Ale aby nie zwalać wszystko na lenia, to i doszły obowiązki. 
Trenowanie orlików pochłaniało dużo czasu, a do tego doszła jeszcze jedna grupa młodych piłkarzy. Tak więc  sześć dni na siedem w tygodniu, zajmowały mi treningi. Tyle że nie własne ale młodziaków.

Sezon się skończył, skończyły się treningi i mecze. Teraz mam więcej czasu dla siebie. 

Obrany cel z kwietnia tego roku pozostaje nadal aktualny. Nic się nie zmieniło. 

KRAKÓW - MARATON


Szukałem osoby która by mnie wsparła w przygotowaniach do realizacji zamierzonego celu. Niestety bez skutku. Nikt nie chce wystartować. Pozostaje mi wziąć się w garść i zacząć solidnie trenować. Oby z lepszym skutkiem jak poprzednio. 


Trening:

3 razy w tygodniu w godzinach porannych bieganie.
2 razy w tygodniu piłka nożna na hali. 

Od tego zacznę  a co dalej zobaczymy w późniejszym terminie...


 

piątek, 11 maja 2012

Bieg po zakupy

              Wczoraj po pracy zebraliśmy się całą rodziną i uderzyliśmy na zakupy do Millenium Hall w Rzeszowie. Przy okazji wizyty w stolicy Podkarpacia, mój mały synek zwiedzał centrum handlowe z zapartym tchem. Kolorowe ubranka w sklepach, błyszczące witryny sklepów, przyprawiały go o zawrót głowy. Szczęśliwy jak nigdy, wszystkiego ciekawy, bawił się w najlepsze. Nie wiem tylko czy to dobry prognostyk na przyszłość. Widząc jego zadowoloną minę na zakupach przypomina mi się mina jego matki gdy coś upatrzy sobie w sklepie, to czuje że, będzie miał okropne ciągotki na szlajanie się po centrach. Boże uchowaj.

Po powrocie do domu, kąpiel już padniętego syna. Żona wzięła się za jego usypianie, a ja w tym czasie buty na nogi i w trasę. Dzisiaj standardowa tras 5 km, przez obwodnicę i centrum miasta, zakończona wynikiem 23'. Nie tak dawno przebiegłem tą trasę w 22:30, z tym że, po ukończeniu biegu nie miałem ochoty już na nic. Tym razem było zupełnie inaczej. Po szybszym finishu, czułem się bardzo dobrze i śmiało mogę stwierdzić że, na całości trasy mógłbym urwać jeszcze około półtorej minuty. Starałem się biec wg. wskazówek Wojtka Staszewskiego na jego blogu. Wcześniej na podbiegu starałem się nie tracić swojego tempa i kończyło się na tym że, jak byłem już na szczycie (na płaskim), to nogi nie mogły się zebrać do szybszego biegu. Teraz było całkiem inaczej, widząc podbieg, zwolniłem tak aby tętno nie urosło ponad 80 %. Delikatnie truchtając wspiąłem się na szczyt, gdzie od samego początku mogłem ruszyć zdecydowanie. Wtedy było to nie do pomyślenia. Nogi jak z waty i płuca wyżyłowane do granic możliwości.

Po 5 kilometrówce, 2,2 km truchtu w pierwszym zakresie zakończone dziesięciominutowym rozciąganiem. 
Dzisiaj pomimo ciężkiego dnia w pracy i wizyty w Rzeszowie nie było problemu z zebraniem się na trening, a nawet więcej, nie mogłem się doczekać kiedy ruszę na trasę. Dzisiaj piątek umówiony jestem z kolegami na piłkę, kolejny dzień zakończony sportowym akcentem.

środa, 9 maja 2012

Wtorek - dniem powrotu

         Udało się w końcu zebrać w sobie i przezwyciężyć lenia. Wczoraj po południu wyruszyłem na trasę. Świetna pogoda po rannym deszczu, świeże powietrze, mały ruch na drodze. Dodatkowo miły akcent w postaci nowych butów do biegania. Po raz pierwszy założyłem moje nowe Saucony. Nigdy wcześniej nie miałem butów do biegania. Zawsze biegałem w halówkach, bądź zwykłych adidasach. Co do opisu i refleksji nad obuwiem - to wiele nie jestem w stanie powiedzieć. Nie jestem zaprawionym w boju biegaczem i te wszystkie technologie sa mi obce. Jedno mogę stwierdzić po pierwszym treningu - szkoda zdrowia na bieganie w obuwiu nie przystosowanym do tego celu. Warto zainwestować w profesjonalny but, który uchroni nas przed poważną kontuzją i zapewni komfort i wygodę. Nowe buty w porównaniu do mich starych "halówek" adidasa mają świetna amortyzację i są niesamowicie lekkie. Noga mocno trzymana przez cholewkę nie ucieka na boki. Biegłem na trasie asfaltowej i bardzo komfortowo czułem się w tym obuwiu.

Co do samej trasy. Zrobiłem wczoraj 7,5 kilometra w 41:30. Średnie tempo wyszło 5:28 na kilometr. Dobrze mi się biegło, organizm się ani razu nie buntował. Jedynie co mi doskwierało to delikatny ból Achillesa. Wątpię aby to był wina obuwia, raczej wznowienia treningu po tygodniowej przerwie. Planowałem dłuższą przebieżkę, po tym jak całkowicie olałem zeszły tydzień, ale na drodze spotkałem szwagra i musiało starczyć to co przebiegłem dotychczas. Poniżej wykres profilu przebytej trasy.


wtorek, 8 maja 2012

Katastrofa


Przyszedł, tak jak się tego spodziewałem, bałem się że może tak się stać. Niestety nie pomyliłem się. Zawsze kiedy postawię przed sobą jakiś cel, "ON" przychodzi. Przychodzi i mnie wkur...ia. No bo po co on tu przylazł. Dziad jeden. 

Zaczynając przygodę z bieganiem amatorskim wiedziałem że, jestem tylko człowiekiem i mam swoje chwile słabości. Wiedziałem że, moja słaba wola jest najgorszą rzeczą jaka może mnie odciągać od planów treningowych. I stało się. W okresie święta majowego "leń" powrócił. Pierwszego maja zaplanowany trening został zrealizowany. Przebiegnięte 6 km i satysfakcja, że daję radę. Ale już dzień później imprezka, grillowanie które przeciąga się w czasie do końca weekendu. Czasu na trening pod dostatkiem, ale wiadomo przyszedł leń. A to pogoda nie ta, a to grill, a to dzieckiem trzeba się zająć - każdy powód dobry, byle tylko nie wyjść się poruszać.

Koniec z tym dziadostwem. Dzisiaj wstałem przed piątą z chęcią wygrania z leniem. Zaglądam przez okno i się poddaję po raz kolejny. Plucha i deszcz byli dzisiaj kolejnymi przeciwnikami w skutecznej próbie wznowienia treningów. Kur...a czego nie ma we mnie tyle siły, by realizować swoje cele. 

Jestem w pracy i cały czas się zastanawiam. Skąd się bierze to nastawienie. Wiem jedno dzisiejszy wieczór w całości poświęcam bieganiu. Jeżeli dzisiaj się nie uda to sam nie wiem co może mnie zmotywować do solidnego i sumiennego treningu.




środa, 2 maja 2012

Podsumowanie kwietnia

Przyszedł czas na pewne podsumowanie. opierając się na innych blogach o bieganiu, powziąłem decyzję aby każdy miesiąc był podsumowany. Moje bieganie rozpocząłem w miesiącu kwietniu. Dokładnie 19 kwietnia. 

Zestawienie treningów:
19 kwietnia - rozpoczęcie treningów - dystans 5 km
21 kwietnia - dystans 5 km
23 kwietnia - dystans 3,7 km
26 kwietnia - dystans 5 km
28 kwietnia - dystans 5,2 km

Podsumowanie kwietnia:
5 treningów - 23,9 km.

1 majowe bieganie

Święto, święto i po święcie. Co prawda w pracy wolne, ale o odpoczynku mowy nie było. Od rana ciężka praca przy pierworodnym. Ostatnie 4 dni w jego wykonaniu to istny dramat. Chyba zaczynają mu kiełkować pierwsze zęby. Grymaśny przy tym jak jasna cholera. No cóż on tez się przy tym męczy. Jak na razie z braku chęci i chyba wygody poranne bieganie zostało zamienione na wieczorne. Wiadomo nie trzeba wstawać, a okres przerwy w pracy można wykorzystać na dłuższe leniuchowanie. I tak było tym razem. Tak bardzo spodobało mi się wieczorne truchtanie, że postanowiłem kontynuować powzięty system. Żona jak na razie się nie piekli, więc wieczorkiem pół godzinki biegu na lepszy sen.
Tym razem trochę inna trasa. Na północ. Biegałem przez Starą Wieś, która graniczy z Brzozowem. Spokój, cisza od czasu do czasu słychać ujadanie pieska. Pogoda ładna to gdzieniegdzie dało się słyszeć podchmielonych "grillarzy". Zapachy też wodziły moją fantazję. Jak już wspomniałem w jednym z pierwszych postów, jestem ogromnym łasuchem i uwielbiam pałaszować w kuchni. Dodatkowo wszystko co tłuste mnie kręci więc sezon grillowy został wymyślony z myślą o mnie.


Wracając do biegu. Nowa trasa, dodała mi chyba troszkę więcej siły. Nie było ostrych podbiegów, które pozbawiałyby mnie siły. Idąc wg. ostatnich przemyśleń, zwiększam powoli przebiegany dystans. Dalej to nie jest trasa IRONMANA, ale i ja nim ni jestem. Stopniowo chcę dochodzić do coraz lepszej formy i kondycji. Na razie z motywacją nie jest źle i to mnie właśnie cieszy. Bo zapał przy tej robocie jest potrzebny.
Długość wczorajszego dystansu to 6 km - przebiegnięte w pół godziny. Poniżej profil trasy.



Chciałem też zakomunikować. Że od czwartku skończą się problemy z niewygodnym obuwiem. Udało się zakupić buciki po bardzo okazyjnej cenie. Używane ale przez krótki okres w bardzo dobrym stanie. SAUCONY ProGrid Triumph 6

ć w podeszwie. czarny/szary/czerwony Masa: 323 g."

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Sobotni trening

W sobotę dzień wolny. Dlatego i ja postanowiłem dać sobie wolny poranek. Dodatkowo małżonka, prosiła abym przełożył trening na wieczór. No ców wobec takich sugestii nie mogłem pozostać obojętny.
Wieczorem syn już smacznie kimał, żona przed tv w x - factora gapi, a ja dresik i na wieczorny bieg. Pogoda super. po godzinie ósmej nie było już gorąco ani duszno. Lekki wiaterek "muskał" moją twarz. Pięknie co?
Trasa dzisiejszego biegu lekko zmodyfikowana biegła raczej centrum mojej mieściny. Miała spore podbiegi i sporo zbiegów. Musze przyznać, że ta wieczorna pora chyba bardziej mi odpowiada. Człowiek jakiś taki bardziej chętny do wysiłku. A to poranne wstawanie raczej mnie nie mobilizuje do wysiłku. Muszę się zastanowić jak pogodzić tą sytuacje. Co do samego biegu - biegło mi się naprawdę przyjemnie. Nie było żadnych kłopotów czy dolegliwości. Nogi nie bolały, a i płuca znakomicie dawały sobie radę. Dzisiejsza trasa był najdłuższą z dotychczas pokonanych. Geocontext  - wskazał na 5,2 km. Czuję że z formą jest już troszkę lepiej. Powoli będę zwiększał dystans biegu. Zobaczymy jak organizm będzie się zachowywał. Poniżej wykres trasy pokonanej w sobotni wieczór.


piątek, 27 kwietnia 2012

Relacja z wtorkowego i czwartkowego treningu

Sam się sobie dziwię i sam siebie nie poznaję. gdyby mi ktoś powiedział, że będę wstawał przed piątą, żeby zrobić trening biegowy to kazałbym mu puknąć się w łeb. A jednak jeżeli ma się nakreślony cel, dodajmy jasny cel jakim jest udział w maratonie to i chęci są większe.
We wtorek pobudka przed piąta i obowiązkowo toaleta. I tu problem po wyjściu na trasę wiedziałem że to może być krótki bieg. Niestety sprawdziło się. W połowie trasy musiałem zmienić kierunek, pędząc czym szybciej w stronę domu w stronę toalety. Dlatego też kilometraż z porannego treningu nie wyglądał imponująco. Trasa o długości 3.7 km została przebiegnięta w 20 minut. No cóż, różne przypadki chodzą po ludziach.

Czwartek by już w porządku. Trasa jaka miała być, taka była. Wykonana w 100 %. Biegło się w porządku. Choć trzeba przyznać, że tempo miałem trochę wyższe aniżeli na poprzednich treningach. Moja standardowa trasa a więc 5 km zostało przebiegnięte w 22:30'. Czas na kilometr 4:30. Sam byłem zdumiony, ale po biegu czułem się naprawdę zmęczony. Chyba chciałem się spróbować ile dam rady. Wydaje się, że na chwilę obecną był to bieg na 90% moich dzisiejszych możliwości. Z biegiem czasu powinno być troszkę lepiej.

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Weekendowe bieganie

Po ciężkim tygodniu w pracy jeszcze w piątek po południu wybrałem się na mecz z moimi "orlikami" na mecz ligowy do Krościenka. Jestem trenerem rocznika 99'/00' w klubie Brzozovia Brzozów. Mecz graliśmy z liderem naszej grupy. Spotkanie rozgrywane na wyjeździe okazało się dobrym widowiskiem i zakończyło się wygraną moich podopiecznych 2-0. Brawo chłopaki !!!

Po powrocie w końcu obiad, pierogi od teściowej. Z racji tego iż moja małżonka zajmuje się synkiem, teściowa z doskoku przynosi nam w piątek pierożki. Mniam !!!.

Po obiedzie chwila odpoczynku, no i zabawa z małym. A wieczorkiem tak jak planowałem rowerek. Dzisiaj syn był bardziej skory do współpracy i pozwolił ojcu na przejechanie 10 km. Z treningiem na rowerku nie ma najmniejszego problemu. Gorzej niestety z bieganiem, ale o tym zaraz. Wieczór luźny trochę tv, rano nie trzeba wstawać no bo weekend. Pobudka zaplanowana na godzinę 7:00. Moje smerfy będą jeszcze spać, więc na spokojnie chciałem przebiec trasę z pierwszego treningu. Trasa okazuje się mieć 5 km. Tak więc wersja z google maps jest prawidłowa.

Pobudka o 7:00, toaleta, małe co nie co na ząbek. 7:15 rozgrzewka - pogoda na zewnątrz idealna, temperatura z rana 10 stopni słoneczko. Pomyślałem "poranne wstawanie ma swoje zalety". Ruszam !!!

Po przebiegnięciu 500 metrów odzywają się achillesy. W głowie krążą myśli. Czy wieczorna jazda rowerkiem nie była nieco za ostra?. Tego nie wiem. No cóż biegniemy dalej. Achillesy jak bolały tak bolą dalej. Na pulsometrze tętno na poziomie 150. Biegnie się dobrze, płuca nadążają, głowa też jakaś taka czysta - tylko te nogi nie chcą jakoś ciągnąć. Strasznie bolą. Trzeba to jakoś przemóc. Chyba waga nie ta. Nogi nie przyzwyczajone nosić te kilogramy. Wkurzam się bo jeszcze nie tak dawno tych problemów nie było. 

Biegnę dalej i tak gdzieś na 3 kilometrze ból jakby puszczał. Jakby Achillesy przestały ciążyć. No nareszcie sobie myślę. Teraz powinno być już lepiej. I było. Dobiegam do domu, krótkie rozciąganie po biegu i odpoczynek. 

Reasumując:
Bieg jak to bieg. Początek tragiczny, ból cały czas odczuwalny. Nie wiem czy przyczyna tkwi w tej wieczornej jeździe rowerkiem, czy może gdzie indziej. Na pierwszym czwartkowym wybieganiu tego problemu nie było. No nic zobaczymy w poniedziałek. No i co ważne jest mała progresja. W czwartek trasa przebiegnięta w dokładnie 30 minut, a teraz licznik wskazał na równe 29 minut. Obliczając to poprawiłem się o 12 sekund na kilometrze. Z jednej strony fajnie. Lepsze rezultaty motywują. Z drugiej strony czas na poziomie 6 minut na kilometr jest bardzo słaby. No cóż gorzej już nie będzie, może być już tylko lepiej.

piątek, 20 kwietnia 2012

Premierowy trening

Dzisiaj rozpocząłem przygotowania do "operacji" CRACOVIA MARATON. Wieczorem dnia poprzedniego natłukłem żonie do głowy, że choćby nie wiem co się działo jak usłyszy budzik o 4:45 nad ranem ma mnie wyrzucić z łóżka. Budzik zadzwonił, a żona smacznie śpi, za oknami ciemno wstawać się nie chce. No cóż włączyłem "sleepa" może za pięć minut przyjdzie większa ochota. Śpię dalej, czas szybko minął, kolejny sygnał budzika żona wkurzona wywala mnie z wyra. Idę do kuchni, robię pół kromeczki z dżemem i siadam na wc. Mój organizm jest tak ustawiony, iż zaraz po przebudzeniu muszę skorzystać z potrzeby oczyszczenia organizmu. Nic to 5:05 gotowy. Ubrany w dres rozpoczynam rozgrzewkę na tarasie. Rozciąganie, które trwa raptem dziesięć minut i ruszam na trasę. Brzozów to spokojne miasto liczące około 8 tysięcy mieszkańców, każdy praktycznie zna się z każdym, ale o 5 nad ranem spokój jest jeszcze bardziej odczuwalny. Gdyby nie to że, przez miasto ciągnie się droga wojewódzka biegnąca w Bieszczady i na drodze już jest odczuwalny ruch samochodów,  można by było powiedzieć że miasto wymarło. Tylko jeden głupiec w czarnym plastronie przebiera nogami i pokonuje kolejne kilometry.
Trasa została zaplanowana z wyprzedzeniem, dzień wcześniej korzystając z mapy google wynikało że, do przebiegnięcia będę miał 5 km. Dystans nie za długi, ale na pierwszy raz po praktycznie rocznym rozbracie z ruchem dość znaczny. Średnie tempo jakim pokonywałem kolejne kilometry wynosiło ok 6:00/km. Powoli ? Raczej tak, ale nie chodziło tutaj o żyłowanie się w celu osiągnięcia jak najlepszego rezultatu. Spokojny, swobodny bieg miał być przetarciem przed treningami. Cały bieg trwał 30 minut. Dystans pokonany według mapy google to 5 km. A dystans pokonany wg.http://www.geocontext.org/publ/2010/04/profiler/pl/ wyniósł 4,4 km. Nie wiem skąd taka duża rozbieżność, ale trzeba to wyjaśnić dokładnie mierząc trasę. To w najbliższym czasie. Poniżej profil trasy i jej ukształtowanie:


Podsumowując dzisiejszy trening, stwierdzam że tempo nie było za wysokie, pewnie poradziłbym sobie dyktując troszkę szybszy bieg - ale może wkrótce. Podczas biegu odczuwałem ciężar własnego ciała i nie przyzwyczajone do biegania nogi zaczęły mi dokuczać już na pierwszym kilometrze. Biegam w butach nie przystosowanych do biegu, są to turfy adidasa (buty na sztuczną murawę) z gumowymi wypustkami.



Komfort biegu jest w nich nijaki. W najbliższym czasie planuje wybrać się na zakupy po sprzęt. Szkoda tylko że nie ma w najbliższej odległości sklepu z fachowym doradztwem w tej dziedzinie. Wg. moich obserwacji ląduje na zewnętrznej stronie stopy. Jestem supinatorem, ale wolałbym aby stwierdził to fachowiec. 

Ps. Wieczorem udało się jeszcze pojeździć na rowerku stacjonarnym. 7, 5 km musiało wystarczyć, gdyż syn wzywał ojca do uśpienia

środa, 18 kwietnia 2012

Maraton Cracovia - celem mym

Tak jak już wspomniałem bieganie będzie teraz moim głównym ośrodkiem ruchu. Chce wystartować w maratonie w Krakowie w kwietniu 2013 roku. Przede mną rok przygotowań, niby dużo ale nie chcę niczego przyspieszać. Brałem pod uwagę maraton w Warszawie, ale zraziła mnie przed wszystkim odległość od mojego miejsca zamieszkania. Tak więc wybór padł na Kraków, bo to raptem 200 km od Brzozowa.

Na początek planuje biegać trzy razy w tygodniu: Poniedziałek, Czwartek, Sobota
We wtorek mam piłkę z chłopakami a w pozostałe 3 dni
Środa, Piątek i Niedziela planuje przejażdżki "rowerem", tyle że stacjonarnym bo wiadomo na wycieczki w teren czasu mieć nie będę. A tak jak synek zaśnie, to pyk na rowerek w pokoju i rura. 
Co do wygospodarowania czasu na moja nowa pasję to tu pojawia się kolejne wyrzeczenie. Z uwagi na fakt iż domu jestem nie raz o 18 - tej to wtedy chciałbym pobyć z rodziną. Nie chciałem aby bieganie kolidowało mi z czasem spędzanym z najbliższymi. Dlatego też moje bieganie zaczyna się od pobudki o 4:45 nad ranem. Toaleta i o 5 jestem już na rozgrzewce. Nie wiem ile tak wytrzymam, najwyżej będę coś kombinował z czasem. Zobaczymy !!!


wtorek, 17 kwietnia 2012

Kiepska lokalizacja ?

Siedzę w necie przeglądam strony poświęcone tematyce biegania. Czytam blogi innych zapaleńców, opisujące ich starty i treningi. tak siedzę i siedzę i dochodzę do wniosku iż miejscowość w której mieszkań (Brzozów - 55km od Rzeszowa na południe) nie sprzyja startom w organizowanych imprezach biegowych. Może ktoś będzie miał jakieś info odnośnie startów w moim terenie. Bieszczady to piękna kraina, ale biegów u nas tyle co kot napłakał.

Witam

Oj długo się zbierałem żeby zacząć.
W końcu zmusiła do tego sytuacja.
Na wadze wyświetliła się magiczna liczba 90, jak na mnie (180 cm) to 10 kg za dużo. Całe moje życie, od dziecka ocierało się o ruch i sport. Owszem jestem osobą, która ma tendencje do tycia i lubiącą dobrze zjeść. A że, przeważnie są to dania bogate w tłuszcz to elektroniczny wyświetlacz mojej wagi na pewno nie zwariował. Przez większość życia, aktywnie grałem w piłkę nożną, ruch sprawiał mi wiele frajdy i satysfakcji. Za piłką uganiałem się przez większą część tygodnia. Od kilki lat w życiu pozmieniały się priorytety, praca, żona , dom a od trzech miesięcy jest jeszcze Szymek - mój trzy miesięczny synek. Czasu coraz mniej, coraz więcej obowiązków. Praca z gatunku tych siedzących, osiem godzin w fotelu przed komputerem. Samo zdrowie. A wiec...

Postanowienie
Zejść z wagą do 80 kg i ją utrzymywać, choćby nie wiem co. Ograniczyć spożycie ciężkostrawnych potraw bogatych w tłuszcze, wyeliminowanie rarytasów w postaci słodyczy - z tym może być ogromny problem. I przede wszystkim sumiennie trenować. Jestem osobą która niestety ma słomiany zapał i bardzo słaba wolę. Szybko się nudzę i jeszcze szybciej zniechęcam. Chcąc sumiennie trenować bieganie i cały czas podnosić swój poziom sportowy będę musiał się zaciąć w sobie i skrupulatnie realizować wyznaczony plan który ma mnie doprowadzić do Celu Głównego jakim jest...

Maraton...

Odkąd zakończyłem czynne uprawianie piłki nożnej nie miałem kontaktu z rytmem treningowym. Waga poszła w górę a w dół samopoczucie i chyba zdrowie trochę podupadło. Chcąc nie skapcieć w fotelu trzeba było wyznaczyć sobie cel, który stanie się bodźcem do treningu. Cel pojawił się szybko, po przestudiowaniu stron internetowych i fachowych czasopism, nakreślone zostało postanowienie - MARATON. 

Nigdy nie przypuszczałem ile w Polsce jest osób które właśnie w ten sposób  się realizują i podtrzymują swoją formę. Chce dołączyć do tego grona i udowodnić sobie że jeszcze potrafię. Że potrafię zmusić się do wstania z łóżka, pobiegania i do osiągnięcia zamierzonego celu. A ten blog ma mi w tym pomóc, może dzięki niemu uda się przezwyciężyć kryzysy w postaci zniechęcenia i znużenia, jakie na pewno pojawią się podczas przygotowań.

Zaczynamy